Jednak wierni przyjaciele Mai - zwierzęta zamieszkujące okolicę - nie zostawiły dziewczynki samej. Razem ruszyły na ratunek. Dzięki nim w bajkowej krainie na nowo zapanowała radość. Bajka o przyjaźni, odwadze i wierności ideałom. Bajeczki Babeczki Część 6 Uwaga na marzenia! Sprawdzian gotowości szkolnej. Ewa Rosolska
Dawno, dawno temu w nie tak odległej, choć zaludnionej krainie mieszkała zaklęta w staruszkę księżniczka. Księżniczka miała już księcia zupełnie nie jak z bajki, bowiem wcale nie jeździł na białym koniu, lecz na smolistym smoku. Ale księżniczka kochała księcia z całego serca, więc i smoka pokochała.
Książę William odwiedził szkołę w Liverpool, gdzie odpowiadał na osobiste pytania uczniów. Dzieci były szczególnie ciekawe, jakie są dzieci księcia. William zdradził, jaki charakter
Spędzała więc całe dnie w samotności i bardzo się nudziła. Jeśli z powodu podniebnego życia Księżniczki Esmeraldy interesują was takie przyziemne pytania jak to, co jadła, gdzie robiła pranie i jak działał system kanalizacji w wieży, to powiem wam krótko, że wszystko było doskonale zorganizowane.
Bajka o carze Sałtanie, o jego synu sławnym i potężnym bohaterze księciu Gwidonie Sałtanowiczu i o pięknej księżniczce Łabędzicy - Aleksander Puszkin - baśnie, dla dzieci, literatura rosyjska
jelaskan bentuk pameran berdasarkan tempat dan waktu pameran. Przejdź do zawartości #TataMariusz – strona głównaCzyta: #TataMariuszZ kim działamAutorki i autorzyIlustratorkiWydawnictwaZasady współpracyKolorowankiProjektyW sieciMoje własne#TataMariusz – strona głównaCzyta: #TataMariuszZ kim działamAutorki i autorzyIlustratorkiWydawnictwaZasady współpracyKolorowankiProjektyW sieciMoje własne#TataMariusz – strona głównaCzyta: #TataMariuszZ kim działamAutorki i autorzyIlustratorkiWydawnictwaZasady współpracyKolorowankiProjektyW sieciMoje własne Marek Wnukowski – Bajka o pięknej księżniczce Soni Marek Wnukowski – Bajka o pięknej księżniczce SoniPosłuchaj ? Przeczytaj ? Bardzo dawno temu, w odległej krainie, żył lud, na czele którego stał król, noszący przydomek Zachłanny. Mieszkał w potężnym, murowanym zamku, ogrodzonym fosą, w piwnicach którego, gromadził złoto i kosztowności. Do zamku prowadził zwodzony most i nikt nie mógł do niego wejść bez specjalnej przepustki, którą osobiście wystawiał król. Jego lud ciężko pracował, aby on, dzięki nałożonym podatkom, mógł pławić się w luksusach, ubierać się w drogie szaty, nosić najdroższą biżuterię i kupować drogie meble. Żyli biednie, ale król się ich losem zbytnio nie przejmował. Interesował się tylko sobą i dbał tylko o siebie. Władca miał córkę, jedynaczkę, która była tak piękna, że każdy, kto ją ujrzał, umierał z zachwytu. Tylko ojciec i jej matka oraz niania, nie umierali na jej widok, a to dlatego, że znali ją od urodzenia i przyzwyczaili się do jej widoku. Księżniczka zamknięta była w baszcie, by ludzie nie mogli jej zobaczyć, gdyż wszyscy umarliby z zachwytu i kto by wówczas pracował dla króla? Miała na imię Sonia i była bardzo nieszczęśliwa, gdyż całe dni siedziała sama, zamknięta w baszcie, a jedyną osobą, która do niej codziennie przychodziła, była jej niania. Osoba bardzo małomówna i nie lubiąca księżniczki, prawdopodobnie zazdroszcząc jej urody. Dlatego jej towarzystwo nie było Soni miłe, ale niestety, na inne nie mogła liczyć. Na szczęście, pewnego razu, kiedy księżniczka płakała nad swoim losem i się zamartwiała, wleciał do baszty, przez okno, ranny kruk, którym się Sonia zaopiekowała i, który, dzięki niej, wyzdrowiał. Wkrótce byli nierozłączni. Okazało się, że był wyjątkowym ptakiem, może nawet czarodziejskim, gdyż znał ludzką mowę i był bardzo mądry, dzięki czemu Sonia miała z kim rozmawiać i spędzać długie godziny. Orol, bo tak go księżniczka nazwała, był jej jedynym prawdziwym przyjacielem i towarzyszem życia. Tylko dzięki niemu nie oszalała z samotności, bo przecież niania tylko przynosiła jej jedzenie, wodę, czyste ubrania i prawie wcale się do niej nie odzywała. Jej tata, król Zachłanny, gdy tylko Sonia skończyła osiemnaście lat, ogłosił, że chce wydać córkę za mąż i zaczął urządzać turnieje rycerskie, by znaleźć odpowiedniego kandydata na męża. Co tydzień, w każdą niedzielę, bez względu na to, czy świeciło słońce, czy padał deszcz, król wybierał dwóch rycerzy spośród wielu chętnych, którzy przybywali pod mury zamku. Pozostałych, nie wybranych, zapisywał na inne terminy. Wybrańcy toczyli walkę na śmierć i życie o rękę jego córki. Król obiecał, że zwycięzca dostanie rękę księżniczki i połowę królestwa, ale dobrze wiedział, że i tak każdy rycerz na widok jego córki umrze z zachwytu i nie będzie musiał nikomu jej oddawać, a zwłaszcza połowy królestwa. Każdy rycerz miał obowiązek, przed przystąpieniem do pojedynku, wręczyć królowi sakiewkę pełną złotych monet. To był niezbędny warunek, by wziąć udział w turnieju. Tym sposobem, co niedziela, Zachłanny bogacił się o dwie sakiewki. Jedną od rycerza pokonanego w pojedynku, drugą od zwycięzcy, który po wygranej walce, stając przed obliczem Soni, by ucałować jej dłoń, umierał z zachwytu. Król nie martwił się tym, że córka robi się coraz starsza, że przebywa zamknięta w baszcie, samotnie i wciąż jest panną, ani tym, że tylu niezwykłych rycerzy traci, co tydzień, życie. On nie kochał swojej córki, gdyby tak było, na pewno nie skazywałby jej na taki los. Kochał tylko siebie. Natomiast Sonia bardzo przeżywała śmierć rycerzy i nie mogła pogodzić się z faktem, że jest przyczyną tragedii tylu wspaniałych, młodych ludzi. Ale nie mogła nic zrobić. Ojciec był królem, rządził królestwem twardą ręką i nie mogła mu się przeciwstawić, a ten robił się coraz bogatszy dzięki tym biednym rycerzom i nie zamierzał rezygnować z tak łatwego sposobu na powiększanie fortuny. Księżniczka wiedziała, że musi coś zrobić, by ratować siebie i tych nieszczęśników i, by mogła w końcu poślubić któregoś z nich. Ale co powinna była zrobić? Tego nie wiedziała. Postanowiła porozmawiać o tym z Orolem. To mądry ptak i może coś poradzi. – Kochany ptaszku, zaczęła pewnego dnia rozmowę z krukiem. Pomóż mi znaleźć jakieś rozwiązanie, by ci wspaniali rycerze nie musieli już ginąć w pojedynkach i na mój widok. Chcę opuścić tę basztę i zostać żoną jednego z nich. – Bardzo bym chciał ci pomóc, wierz mi, ale nie wiem jak to zrobić i co mam ci poradzić, rzekł Orol. Ale masz rację, tak dłużej nie może być, szkoda mi ciebie i tych rycerzy. Ale wiesz co? Słyszałem, zanim z tobą zamieszkałem, że w lesie mieszka stara, mądra wróżka. Może ona coś poradzi? Polecę do niej i z nią porozmawiam. – Dobrze, mój ptaszku, odparła Sonia. To świetny pomysł. Leć do niej, może będzie mogła jakoś pomóc? Wróżka Samanta, bo tak miała na imię, zdziwiła się, kiedy pewnego dnia w szybkę jej okna zastukał dziobem kruk, który znał ludzką mowę. Z zaciekawieniem wysłuchała jego opowieści o księżniczce i powiedziała. – Tak, słyszałam o księżniczce. Biedna dziewczyna. Jej ojciec to zachłanny i zły człowiek, który jest w zmowie ze złą czarownicą Helgą, mieszkającą na końcu lasu, w starej jaskini. To ona, za jego namową, rzuciła zaklęcie na księżniczkę, polewając głowę Soni, gdy ta była jeszcze niemowlęciem, specjalną miksturą, którą sama przyrządziła, a która sprawiła, że na widok księżniczki każdy umiera z zachwytu. Król w zamian, raz w miesiącu, dostarcza wiedźmie w skrzyni nowe ubrania, gdyż ta lubi się stroić i wyglądać jak królewna, chociaż twarz ma tak brzydką, że wszystkie lustra na jej widok pękają. Aby odczarować zaklęcie, Sonia musiałaby udać się do czarownicy, ukraść jej tę miksturę i polać nią swoją twarz, a wówczas zaklęcie ustąpi. Specyfik trzyma wiedźma w buteleczce, pod swoim łóżkiem, w jednej ze skrzyń, w których przynoszą jej ubrania. Butelkę może dotknąć tylko czarownica i Sonia. Gdyby dotknął ją ktoś inny, specyfik przemieni się w wodę i już nigdy nikt nie będzie mógł odczarować zaklęcia, a wówczas księżniczka zostanie, na zawsze, starą panną. Niestety, czarownica jest nadzwyczaj przebiegła i bardzo czujnie śpi. Gdyby się przebudziła, to na pewno by księżniczkę uwięziła i powiadomiła jej ojca o wszystkim, a ten już by się postarał, by odpowiednio ukarać córkę i pewnie postawiłby straże przy baszcie i już nigdy księżniczka by jej nie mogła opuścić. – Ale musi być jakieś wyjście, jakiś sposób, by pomóc księżniczce i sprawić, by mogła normalnie żyć, by mogła opuścić basztę i nie zestarzeć się w niej, w samotności? Wzburzył się kruk, krążąc nerwowo nad wróżką, aż mu się w głowie zakręciło. – Tak, masz rację. Trzeba coś zaradzić. Czarownica ma jeden słaby punk. Jak robi się ciemno, to wówczas bardzo słabo widzi, nawet jak zapali świeczkę. W jaskini mieszka też papuga, która tak jak ty, zna ludzką mowę i czarownica codziennie z nią rozmawia. Papuga ma na imię Jadźka. To ona w nocy zastępuje czarownicy oczy. Jest jej bardzo oddana i prędzej sama zginie, niż pozwoli zrobić coś złego swojej pani. Hmm, to naprawdę trudna sprawa, wręcz niemożliwa. Ale, zaraz… Przecież ty znasz ludzką mowę i też potrafisz naśladować głosy, prawda? – Tak, przyznał Orol. – W takim razie, chyba już wiem, jak przechytrzyć czarownicę i jej papugę. To może się udać, ożywiła się Samanta. Posłuchaj. Gdy tylko wróżka opowiedziała Orolowi swój plan, ten klasnął skrzydłami, podziękował jej w swoim i Soni imieniu, i pofrunął, jak najszybciej, do baszty. Opowiedział księżniczce o spotkaniu z wróżką i jej podstępnym, choć ryzykownym planie. Sonia wysłuchała jego opowieści z wypiekami na twarzy i rzekła. – To będzie trudne i niebezpieczne zadanie, ale muszę zaryzykować i mam nadzieję, że mi w tym pomożesz, gdyż bez ciebie, sama, nie dam rady przechytrzyć czarownicy. – Oczywiście, odparł kruk, możesz na mnie polegać, zrobię wszystko, by plan się powiódł i, byś mogła być w końcu szczęśliwa. – Dziękuję ci, mój ptasi przyjacielu, rzekła Sonia, a w jej oku, ze wzruszenia, pojawiła się łza. Zbliżała się noc, kiedy słudzy króla Zachłannego, jak co miesiąc, mieli nieść skrzynię pełną ubrań do czarownicy. Zawsze robili to nocą, by nikt tego nie widział i nie zastanawiał się, dlaczego, z czym i do kogo z nią idą? To była wielka tajemnica, której król strzegł, ale Orol dowiedział się, podpytując wróble, żyjące na zamku, której nocy się to wydarzy. Gdy nadeszła ta noc, kiedy tylko się ściemniło, księżniczka wyszła przez okienko baszty, po związanych ze sobą prześcieradłach i ruszyła szybkim krokiem w stronę jaskini, gdzie mieszka zła czarownica. Tuż nad jej głową frunie Orol. Czeka ich długa droga i muszą zdążyć wrócić, zanim zacznie świtać i zanim ktoś mógłby zobaczyć zwisające z okienka prześcieradło, a ponadto codziennie rano niania przynosi śniadanie i na pewno wszczęłaby alarm, gdyby nie zastała Soni. Oriol dowiedział się też, którędy słudzy będą szli ze skrzynią i razem z Sonią czekali na nich przy leśnej drodze, schowani za olbrzymim dębem. Kiedy nadeszli i zbliżyli się, Orol pofrunął w krzaki, z których po chwili rozległ się krzyk. – Na pomoc! Ratunku! Słychać było czyjś głos, jakby kobiecy. Słudzy króla zatrzymali się, postawili skrzynię na ścieżce i nasłuchiwali, czy wołanie o pomoc się powtórzy. Nie czekali długo. Ktoś nadal wołał o pomoc, a głos wciąż dochodził z krzaków, nieopodal. Ruszyli w tamtą stronę, rozglądając się strachliwie na boki i łapiąc się za ręce, jak dzieci, gdy wchodzili w zarośla. Sonia tylko na to czekała. Podbiegła do skrzyni, otworzyła ją i weszła do środka, przykrywając się ubraniami. Po chwili słudzy wrócili z krzaków, nikogo tam nie znajdując , ale wciąż mając oczy, ze strachu, wielkie jak pomarańcze. – To chyba musiał być jakiś duch, rzekł drżącym głosem, jeden z nich. Mógłbym przysiąc, że głos dochodził z tych krzaków. Drugi sługa chciał też coś rzec, ale tak zaczął się trząść ze strachu, aż mu wypadła sztuczna szczęka i nie mógł nic powiedzieć. – Idźmy, jak najszybciej i najdalej stąd, odparł trzeci z nich. – Racja, spieszmy się, odparł czwarty. Chwycili za skrzynię i ruszyli w dalsza drogę. – Nie powinniśmy się byli zatrzymywać, chociaż z drugiej strony, jak ktoś woła o pomoc, to trzeba reagować i próbować pomóc temu w potrzebie, rzekł pierwszy sługa. Nie można odwracać głowy i udawać, że nic się nie słyszy. Czy tylko mi się wydaje, że skrzynia jest teraz dużo cięższa, niż wcześniej, zanim się zatrzymaliśmy? Wszyscy przyznali mu rację i potakując głowami zniknęli w ciemnościach. Kiedy zbliżyli się do jaskini zamieszkałej przez czarownicę, ledwo mogli utrzymać się na nogach, ze zmęczenia. Ostatkiem sił postawili skrzynię na trawie i zapukali do drzwi. Otworzyła je czarownica, mrużąc oczy, co potwierdzało plotkę, że ledwo widzi w nocy. Odezwała się gniewnym, chrapliwym głosem. – Co tak długo dzisiaj? Czekam i czekam. Przez was się dzisiaj nie wyśpię. – Chyba jakieś wyjątkowo strojne są dzisiaj ubrania, bo skrzynia jest tak ciężka, że musieliśmy co chwila przystawać i odpoczywać, rzekł któryś sługa. – Dobrze już, szybko, wnieście ją do środka i postawcie przy łóżku. Rano zobaczę co to za ubrania i dlaczego są takie ciężkie, jak mówicie. Postawili skrzynię przy łóżku ciesząc się w duchu, że nie będą musieli już jej dźwigać. – Odprowadzę was do drzwi i zamknę je za wami, rzekła Helga. Gdy tylko czarownica oddaliła się od skrzyni, by zamknąć za sługami drzwi, Sonia otworzyła wieko , wyskoczyła z niej cichutko, jak kot i schowała się za bujanym fotelem, stojącym przy łóżku. – Jadźka! Jesteś tu? Zawołała czarownica wracając po omacku do łóżka. – Tak, jestem, odparł Orol, udając głos papugi. – A co masz taki dziwny głos? Spytała Helga. – Aaa, gardło mnie trochę boli. Musiałam zjeść zimnego robaka, odparł Orol, udając Jadźkę. – Gdzie jest moja piżama, nie wesz? Jestem pewna, że schowałam ją, jak zwykle, pod poduszką, ale jej tam nie ma, rzekła zdziwiona Czarownica, przeszukując łóżko. – Może niechcący schowałaś ją do skrzyni pod łóżkiem? Odparł chytrze Orol głosem papugi, licząc na to, że czarownica się nie domyśli kim jest i nie dowie, że to on zabrał piżamę spod poduszki i ukrył pod łóżkiem, za skrzynią. – A po co miałabym ją tam chować? Kontynuowała Helga? – Nie wiem, ale na pewno rano coś brałaś ze skrzyni i może niechcący tam piżamę położyłaś, lub ci wpadła? – Rzeczywiście, brałam krople na katar, odparła Helga. – Daj klucz od skrzyni, to sprawdzę, czy tam jest? Odparł lekko podenerwowany Orol. Helga nigdy nie rozstawała się z kluczem i, w zasadzie, tylko ona ją otwierała. Ale jest późna noc, ona prawie nic nie widzi, a piżamy nie ma, więc jak się ma położyć do łóżka spać? Nago? A może w ubraniu? Przez całe swoje życie, zawsze kładła się spać w piżamie i nigdy by nie usnęła, nie mając jej na sobie. Była o tym przekonana. Może faktycznie rano ją tam włożyłam, niechcący i teraz tego nie pamiętam? Robię się coraz starsza, pomyślała i wzdrygnęła się na samą myśl o tym. – Dobrze, dam ci klucz, a ty sprawdź, czy tam jest, odparła Helga. Zdjęła z szyi kluczyk i wystawiła go na dłoni. Orol zbliżył się do niej ostrożnie i sięgną po klucz, modląc się w duchu, by Helga nie poznała, że on nie jest papugą, gdy nagle czarownica przemówiła. – Twoje zielone pióra na grzbiecie i czerwone na ogonie, w nocy są czarne jak smoła. Nie tylko pamięć mam coraz słabszą, ze wzrokiem też jest chyba coraz gorzej, rzekła smutno. – Oriol nie odpowiedział, bojąc się, że głos mu zadrży ze strachu i Helga domyśli się wszystkiego. Chwycił klucz i dał nura pod łóżko, dając znak Soni, by zrobiła to samo. Gdy księżniczka wsunęła się zza fotela pod łóżko, natrafiła ręką na coś, co tam było. Spojrzała na czym położyła dłoń i mało nie krzyknęła z przerażenia. Jej dłoń leżała na nieprzytomnej papudze, Jadźce. Zapomniała, że Oriol dostał od wróżki Samanty środek nasenny, którym ją uśpił. Gdy Helga otwierała drzwi, sługom króla, kiedy przyszli ze skrzynią, kruk niepostrzeżenie wfrunął do jaskini, nad ich głowami, a następnie zaszedł od tyłu Jadźkę jedzącą pokarm z miski i psiknął w nią środkiem nasennym, i, już uśpioną, położył pod łóżkiem. – I co? Spytała Helga. Znalazłaś piżamę? – Jeszcze chwila, jeszcze się mocuję z zamkiem, odrzekł Orol Naprawdę miał problem z jego otwarciem, gdyż pazury tak mu się trzęsły ze strachu, że nie mógł trafić kluczem w dziurkę. Gdy mu się to w końcu udało, otworzył wieczko skrzyni, a Sonia chwyciła butelkę z napisem „odtrutka na zaklęcie”. – Mam! Piżama jest tutaj, krzyknął kruk i mrugnął porozumiewawczo do Soni. – Czyli miałaś rację, powiedziała Helga. Musiałam ją tam położyć i zupełnie tego nie pamiętam. Naprawdę jest ze mną coraz gorzej, niedługo zapomnę zaklęć, a wówczas co ze mnie będzie za czarownica, pomyślała ze strachem. – Daj mi tę piżamę, muszę się przebrać. Odwróć się, Jadźka! – To ty się przebieraj, a ja idę do swojej klatki, bo poczułam się śpiąca. Położę się spać. Dobranoc Helgo! – Też czuje się śpiąca. Zrobię to samo. Dobranoc Jadźka. Orol odczekał chwilę i kiedy słychać było już miarowy oddech, a po chwili chrapanie wiedźmy, natychmiast, ukradkiem, razem z Sonią opuścili jaskinię. Zaraz po jej opuszczeniu księżniczka wyjęła butelkę z odtrutką i obmyła nią swoją twarz. – Jak myślisz, spytała kruka, odtrutka zadziała? Nie będą już ludzie umierać z zachwytu na mój widok? – Nie wiem, odparł, ale życzę ci, by tak było. Niedługo się przekonamy. W niedzielę jest kolejny turniej o twoją rękę, być może poznasz w końcu swojego przyszłego męża… – Mam też taką nadzieję , powiedziała rozmarzona Sonia. – Pospieszmy się, rzekł Orol. Musisz zdążyć wrócić do baszty przed świtem, a ten zbliża się nieubłaganie. Helgę obudziły jakieś dziwne hałasy. Dochodziły, o dziwo, spod łóżka. Co za czort, pomyślała? Wychyliła się i zobaczyła przewracającą się tam Jadźkę. Wyglądała, jakby była pijana. Nie mogła utrzymać się na nogach i co chwila upadała uderzając dziobem w podłogowe deski. – Co ci jest, spytała Jadźkę? Upiłaś się? O tej porze? – Nie, skądże. Odparła papuga. Kręci mi się w głowie, jakbym była pijana, faktycznie, ale nawet dzioba w niczym nie zamoczyłam, a zwłaszcza w alkoholu! Nie wiem co mi jest? Pamiętam, że jadłam coś z miski, ty poszłaś otworzyć drzwi sługom króla i… dalej już nic nie pamiętam. – Jak to? Krzyknęła przerażona Helga. Przecież szukałaś mojej piżamy, którą znalazłaś w skrzyni, gdzie ją musiałam, niechcący, schować. Dałam Ci kluczyk od skrzyni, rozmawiałyśmy… – Naprawdę? Ja nic nie pamiętam, a pamięć mam wyśmienitą, odparła Jadźka. Jaki kluczyk? W tym momencie Helga wyskoczyła z łóżka, wysunęła spod niego skrzynię i ujrzała, że nie jest zamknięta na klucz. Gdy ją otworzyła z wrażenia omal nie zemdlała. Nie było buteleczki z odtrutką na zaklęcie. Nic nie rozumiała i nie potrafiła sobie wytłumaczyć jak mogło do tego dojść, ale wiedziała, że ktoś ją i Jadźkę przechytrzył. Była wściekła na siebie i na wszystkich. Zaczęła krzyczeć, tupać nogami, biegać po jaskini, rzucać wszystkim, co jej wpadło w ręce. Zrobiła się zielona ze złości, a z jej oczu tryskała nienawiść. Jadźka widząc jej gniew i obawiając się tego, co może się wydarzyć, wyfrunęła przestraszona, przez okno i nigdy już nie wróciła. Kilka dni później czarownica Helga też opuściła jaskinię i nikt nigdy już jej nie widział, ani nie słyszał. Przepadła gdzieś na zawsze. Ludzie mówią, że straciła całkowicie wzrok i również w dzień jest ślepa oraz zapomniała zaklęć i błąka się samotnie po lesie szukając swojej papugi i miejsca dla siebie. W niedzielę odbył się kolejny turniej o rękę księżniczki Soni. Tradycyjnie, przybyło wielu gości, z całego królestwa, gapiów, a król i jego dworzanie zasiedli na trybunie honorowej. Zachłanny przyjął, jak zwykle, od uczestników pojedynku po sakwie ze złotymi pieniędzmi i dał znak, by rozpocząć turniej. Za jego plecami, w asyście strażników, opatulona chustą, by nikt nie ujrzał jej twarzy, siedziała jego córka, Sonia, czekając na rozpoczęcie turnieju i modląc się w duchu, by odtrutka zadziałała. Rycerze stanęli naprzeciwko siebie, konno i zaczęła się ich mordercza walka o rękę księżniczki i pół królestwa. Niestety, jak zawsze, z potyczki wyszedł cało tylko jeden z rycerzy. Księżniczka zauważyła, że jest bardzo przystojny, dostojny, dobrze zbudowany i, że zbliża się do trybuny honorowej by ucałować jej dłoń. Czuła, że drży całe jej ciało i prawie mdleje ze strachu przed tym, co za chwilę nastąpi. Za kilka sekund okaże się, czy odtrutka zadziałała i, czy widzi właśnie swojego męża? Bardzo tego chciała. Kiedy zbliżył się do niej, by ucałować jej dłoń, rozchyliła chustę i ukazała mu swoją twarz. Wszyscy odwrócili wzrok, spodziewając się, że za chwilę dzielny rycerz, na widok jej twarzy, upadnie i umrze z zachwytu, jak każdy, do tej pory, przed nim, ale nic takiego się nie wydarzyło. Rycerz ucałował jej dłoń, przedstawił się i trzymając wciąż jej rękę, zwrócił się do króla Zachłannego o błogosławieństwo. Król był tak zaskoczony, że udzielił im błogosławieństwa, nie zastanawiając się, co robi, nadal nie rozumiejąc, co się stało i jak to możliwe? Gdy wszyscy wiwatowali, wznosili okrzyki radości i gratulowali młodej parze, król, chcąc uciec od tego zgiełku i zaszyć się w swoich komnatach, by wszystko przemyśleć, potknął się o stopień i runął z trybuny na plac, gdzie niedawno odbył się pojedynek. Medycy nie potrafili mu pomóc i kilka dni później zmarł na skutek odniesionych obrażeń. I, chyba, nie było nikogo, kto by za nim tęsknił, czy mu współczuł. Naturalnie, zwycięski rycerz pojął Sonię za żonę, a ponieważ król zmarł, przejął nie pół, ale całe królestwo. Żyli długo i szczęśliwie, wiele lat. Królestwo, pod rządami nowego króla i królowej, dzięki pieniądzom króla Zachłannego, bardzo się rozbudowało. Nowy król nie żałował ich na budowę nowych dróg, mostów, miast. Dbał o mieszkańców, którym żyło się bardzo dobrze. Wszyscy byli szczęśliwi i kochali swoich władców. Młoda para zamieszkała w zamku i spodziewa się potomstwa. Razem z nimi mieszka kruk Oriol, którego Sonia zapewniła, że będzie mógł z nimi być tak długo, jak tylko będzie chciał, a ma nadzieję i tego sobie życzy, że zamieszka z nimi na zawsze. On oraz jego ptasia partnerka, która właśnie złożyła jajka i wkrótce przyjdzie na świat ich potomstwo, małe, krucze pisklęta. Marek Wnukowski Zaczynał od występów ze swoim zespołem na przeróżnych festiwalach piosenki autorskiej, turystycznej i innych. Był gitarzystą, autorem tekstów i muzyki. Gdy zespół zawiesił swoją działalność, zaczął pisać dla dzieci. Był redaktorem strony dziecięcej miesięcznika „Życie nad Odrą”, gdzie umieszczał swoje teksty. W roku 2005 wydał pierwszą książkę pt. „Markowe bajki”, w 2019 ukaże się druga – „Jeż u fryzjera”. Strona autora: >>klik<< Wszelkie kopiowanie i rozpowszechnianie utworów w jakiejkolwiek formie bez zgody autora będzie rodziło skutki prawne na podstawie ustawy z dn. 4 lutego 1994 r. o Prawie autorskim i prawach pokrewnych. Dowiedz się więcej ? klik. Daj znać innym Liskom! Podobne wpisy Page load link Chrupiemy tu ciacha w wiadomym celu. ;) Funkcjonalne Funkcjonalne Zawsze aktywne The technical storage or access is strictly necessary for the legitimate purpose of enabling the use of a specific service explicitly requested by the subscriber or user, or for the sole purpose of carrying out the transmission of a communication over an electronic communications network. Preferencje Preferencje The technical storage or access is necessary for the legitimate purpose of storing preferences that are not requested by the subscriber or user. Statystyka Statystyka The technical storage or access that is used exclusively for statistical purposes. The technical storage or access that is used exclusively for anonymous statistical purposes. Without a subpoena, voluntary compliance on the part of your Internet Service Provider, or additional records from a third party, information stored or retrieved for this purpose alone cannot usually be used to identify you. Marketing Marketing The technical storage or access is required to create user profiles to send advertising, or to track the user on a website or across several websites for similar marketing purposes. Przejdź do góry
była sobie księżniczka, całkiem niebrzydka, całkiem niegłupia i na dodatek nie za siedmioma górami i lasami, ale 20 kilometrów pod Warszawą. żyła sobie w osobistej wieży własnych przekonań, chodziła do pracy (niestety ogrzewanie w zamku drogie) i codziennie wyglądała królewicza, który się zjawi, z wieży (i pracy) ją uwolni i będą żyli długo i szczęśliwie. wszystko byłoby okay, tak jak w dobrej bajce na dobranoc, ale problem był taki, że w głębi serca księżniczka wcale nie czuła się księżniczką, nie uważała, że zasługuje na to, aby ktoś ją uratował i traktował jak królewnę codziennie rano gdy księżniczka się budziła, pierwsze co jej przychodziło do głowy to chmary brzęczących jak komary myśli, że pewnie marnuje swój czas licząc na księcia, że niewiele jest warta, beznadziejna i choćby wsadziła na siebie tonę podkładu i dwa komplety sztucznych rzęs to książę i tak się na to nie nabierze…patrząc w lustro starała się nie patrzeć sobie w oczy, bo nie była w stanie uśmiechać się do odbicia i widzieć w sobie wartej kochania i uratowania królewny. dni mijały jeden za drugim, kremy na zmarszczki podrożały, coraz mniej wyprzedaży było w okolicy, a królewnie coraz trudniej było ukryć pod zewnętrznymi pozorami to, że w środku coraz mniej wiary w siebie jest i w to, że będzie lepiej… coraz tęskniej wypatrywała oczy za kimś (mógłby być nawet stajenny, byleby tylko lepiej się poczuć), coraz bardziej nerwowo przeglądała kolorowe pisemka szukając sposobu jak zagłuszyć pustkę i potrzebę aby być uratowaną. któregoś pięknego dnia cud się zdarzył (księżniczka była świeżo po wizycie u kosmetyczki) i do drzwi wieży zapukał książę. serce księżniczki zabiło mocniej (w końcu się doczekała, wszystkie problemy znikną, jest wybawiciel) gdy królewicz patrzył na nią pięknymi brązowymi oczyskami i próbował złapać za rączkę… idylla jednak nie trwała zbyt długo, bo królewicz okazał się być królewiczem pełną gębą, zaczął więc przyglądać się księżniczce pod względem prawdziwości jej księżniczkowości – poprzedni królewicze wybaczeni? – hobby, pasja , zajęcie obecne? – emocje osobiste uporządkowane? – akceptacja i lubienie siebie? – finanse zamkowe w porządku? – plan na przyszłość księżniczkowego życia? im więcej pytał tym bardziej księżniczka pąsowiała bo uzmysłowiła sobie, że królewicz nie zjawił się po to aby ją uratować, ale aby ją kochać, aby stworzyć z nią prawdziwy związek na który ona zwyczajnie nie była gotowa. przez większość swojego księżniczkowego życia szukała sposobu na to jak znaleźć księcia, który się nią zajmie zapominając o tym, że sama musi mieć coś do zaoferowania, że musi się naprawdę czuć księżniczką aby nią być… królewicz mimo braku konkretów był bardzo wyrozumiały i zwalał wszystko na karb nieśmiałości księżniczki, ale ona z randki na randkę stawała się coraz bardziej nerwowa, niepewna, coraz więcej potwierdzeń tego, że “się nadaje” potrzebowała… zaczeła zasypywać królewicza dziesiątkami smsów o tym, że z wszystkiego jest skłonna zrezygnować, że całe życie na niego czekała, że niech tylko powie słowo… królewicz zrobił krok w tył przytłoczony odpowiedzialnością i tym, że królewna nonstop wisi na nim i domaga się uwagi co wywołało tylko zintensyfikowanie działań księżniczki i panikę, że straci to co z takim trudem upolowała… koniec końców królewicz się wycofał, postanowił spróbować w królestwie obok gdzie podobno księżniczki lubią siebie i pracują nad własnym poczuciem wartości i szczęściem, a nasza księżniczka? no cóż… pozostała ze świadomością, że albo uratuje samą siebie albo będzie wyglądać następnego księcia, który tak jak ona nie bardzo wierzy w siebie i szuka kogoś kto jego uratuje… ściskam wirtualnie, Ania Witowska
- Jesteś zawodniczką autonomicznej sekcji strzeleckiej bydgoskiego Zawiszy. Skąd to zamiłowanie do broni? - W dzieciństwie byłam urwisem. Razem z chłopakami wspinałam się po drzewach i bawiłam w wojnę. Broń zawsze mnie interesowała. W wieku 10 lat chciałam zostać policjantką. Gdy kończyłam szkołę podstawową w Pakości, odwiedziła nas pani Kubiak, nauczycielka wychowania fizycznego z technikum w Kościelcu. Opowiadała o sekcji strzeleckiej i możliwości treningu. Pomyślałam, że to coś dla mnie. Musiałam tylko przekonać mamę, która chciała, żebym kontynuowała naukę w Technikum Handlowym w Pakości. Postawiłam na swoim. Jestem uparta. - Jakie korzyści płyną z treningów w Zawiszy? - Klub zapewnia mi zakwaterowanie w internacie. Dzięki temu mam blisko na strzelnicę. To dla mnie ważne, bo pochodzę z Pakości. Niestety, nie otrzymuję stypendium, nie mam też sponsora. Być może teraz, gdy zostałam Miss Sportu uda mi się kogoś pozyskać (śmiech). - To twój pierwszy sezon startów w kategorii seniorek. Przepustki do Aten nie udało się wywalczyć, lecz w planach masz igrzyska olimpijskie w Pekinie w 2008 roku... - Aby jechać na igrzyska, trzeba osiągać wyniki na międzynarodowym poziomie i zdobywać medale na najważniejszych światowych imprezach. A ja nie byłam jeszcze gotowa. Dwa lata temu wzięłam, co prawda, udział w mistrzostwach świata, lecz bez sukcesów. To nie był jednak dla mnie stracony czas. Postawiłam na naukę. W ubiegłym roku zdałam maturę; niestety, nic nie ma za darmo. Ucierpiał sport. W strzelectwie bowiem tylko systematyczne treningi mogą przynieść sukces. O ile Ateny nie były w moim zasięgu, to o Pekinie myślę bardzo poważnie. Specjalizuję się w karabinku i spróbuję poprawić dotychczasowe rekordy życiowe. Marzą mi się także starty w pucharach świata i mistrzostwach świata. - W zabawie na najbardziej urodziwą sportsmenkę uzyskałaś ponad 600 głosów. To bardzo dobry wynik. Czy zwycięstwo było zaskoczeniem? - Wciąż nie mogę uwierzyć w to, co się stało. To jakaś bajka. Wcale nie uważam się za piękną dziewczynę i nie spodziewałam się wygranej. Chciałabym podziękować wszystkim kibicom, którzy oddali na mnie głosy. Sprawiliście mi ogromną frajdę. - A jak zareagowała rodzina? - Rodzice jeszcze nie wiedzą, że wygrałam. Szykuję dla nich niespodziankę. Mam tylko nadzieję, że mój brat Piotrek dochowa tajemnicy. - Podczas sesji zdjęciowej zorganizowanej przez naszą redakcję dość swobodnie czułaś się przed obiektywem. Spodobała się praca modelki? - To był mój debiut. Początkowo miałam tremę, lecz bardzo pomógł mi wasz fotograf Jarosław Pruss. Przekazał mi wiele cennych uwag i dzięki temu nie byłam już taka spięta. Fotki są bardzo ładne. Przez moment czułam się, jak księżniczka. Piękne stroje, wspaniałe wnętrza. To było fantastyczne. Zostać modelką na pewno nie jest łatwo, a ja przeżyłam fajną przygodę. Po dwóch godzinach zdjęć zmęczenie dało mi się we znaki, lecz warto było. Sama chyba nigdy nie odważyłabym się pójść na casting. Teraz, jeśli otrzymam jakąś interesującą propozycję, to na pewno zastanowię się. Oczywiście, pod warunkiem, że praca modelki nie będzie kolidowała ze studiami. - Jesteś wysoka (178 cm wzrostu). Dobrze czujesz się w butach na obcasach? - Uwielbiam chodzić w szpilkach, lecz na co dzień to niemożliwe. Studiuję wychowanie fizyczne w Akademii Bydgoskiej. Mój strój to adidasy, bluza i spodnie. Jak większość kobiet lubię robić zakupy. Jestem długodystansowcem. Sklepy z ciuchami mogłabym odwiedzać od rana do wieczora. Należę jednak do bardzo wybrednych klientek. Przymiarki trwają długo i dlatego nikt nie chce ze mną chodzić na zakupy (śmiech). - Czy w jakiś szczególny sposób dbasz o urodę? - Podstawą jest zdrowy styl życia. Biegam po lesie, pływam, jeżdżę na łyżworolkach. Kładę także nacisk na odpowiednie odżywianie. Piję głównie wodę mineralną niegazowaną. Unikam potraw tłustych i smażonych. Jestem mistrzynią sałatek. Mam jednak słabość do batoników w czekoladzie. Wizyty u kosmetyczki i fryzjera należą natomiast do rzadkości. Włosy strzygę sama. - Lubisz, jak mężczyźni cię adorują, prawią komplementy? - A która kobieta nie lubi?! Zapewniam, że nie zdarza się to często. Niektórym to nawet trzeba pomóc. Kilka razy zdarzyło mi się, że zaprosiłam chłopaka na randkę. I nie widzę w tym nic złego. Przyznam jednak, że wolę jak facet przejmuje inicjatywę. - Jaki powinien być mężczyzna, z którym byłabyś szczęśliwa? - Przede wszystkim musi być inteligentny, wrażliwy i dowcipny. A ponieważ jestem mało zdecydowana, więc dobrze, gdyby był stanowczy. Wygląd też jest ważny. Mam słabość do wysokich brunetów. Zasobność porftela nie ma dla mnie znaczenia. - A czy niektórych nie przeraża, że potrafisz posługiwać się bronią? - Czasem nie wierzą. Myślą, że żartuję. Ci, którzy wiedzą o mojej pasji strzeleckiej są już bardziej pokorni. Chyba czują respekt. - Czy poza strzelectwem masz jakieś zainteresowania? - "Kręci" mnie moda. Zaprojektowałam sobie kilka strojów i nawet próbowałam szyć. Poza tym lubię tańczyć, choć w dyskotekach bywam rzadko. Jestem fanką filmów z Cezarym Pazurą, a relaksuję się przy piosenkach Bajmu i Kasi Kowalskiej. Kocham podróże i wakacje nad morzem. Do rodzinnej Pakości zaglądam teraz rzadko. Ale jeśli już się uda pojechać do domu, to koniecznie muszę spotkać się z moją przyjaciółką Ireną. - Twoja największa wada to... - Lenistwo. Mam też ważną zaletę. Można mi powierzyć każdą tajemnicę. No i zawsze dotrzymuję słowa. GŁOSY NA MISS 1. Agnieszka Wleklińska (Zawisza Bydgoszcz) strzelectwo - 628 głosów 2. Karolina Ciaszkiewicz (GCB/Adriana/Gazeta Pomorska Bydgoszcz) siatkówka, 400 3. Aneta Cubała (Zawisza Bydgoszcz) lekkoatletyka 238 4. Martyna Pietryka (Olimpia Grudziądz) - lekkoatletyka, 230 5. Monika Naczk (Pałac Bydgoszcz) - siatkówka, 187 6. Paulina Wojciechowska (WTW Włocławek) wioślarstwo, 184 7. Katarzyna Wojciechowska (UKS Fitness MDK nr 2 Bydgoszcz), 99 W sumie do redakcji napłynęło 1540 kuponów i 426 SMS-ów. NAGRODY DLA KIBICÓW Wybory Miss Sportu dobiegły końca. Postanowiliśmy uhonorować 6 osób, które wzięły udział w głosowaniu. Otrzymają one od nas upominki (radiomagnetofon, aparaty fotograficzne oraz przenośne odtwarzacze kasetowe). Wśród laureatów znaleźli się: Teresa Łapińska z Piechcina, Stanisław Spychalski z Bydgoszczy, Witold Chromiński z Włocławka, Daniel Brodowicz z Bydgoszczy, Sławomir Pietryka z Rogóźna oraz Marek Ciaszkiewicz z Wrocławia. Wymienione osoby prosimy o kontakt telefoniczny pod numerem 052/328-68-15 z Biurem Promocji "Gazety Pomorskiej" w Bydgoszczy (od poniedziałku do piątku w godz. od do ofertyMateriały promocyjne partnera
Kacper Rogacin, Ewa Andruszkiewicz, Tomasz Chudzyński Tacy piękni, młodzi i bogaci, a mimo to bardzo bezpośredni i naturalni, mówili zgodnie o księciu Williamie i jego żonie Kate zwykli Polacy, którzy mieli okazję ich spotkać. Niektóre brytyjskie tytuły ogłosiły nawet, że podczas ich odwiedzin kraju nad Wisłą „katemania” rozwinęła się na dobre. Przyjmowano ich z pełnym ceremoniałem należnym szefom państw. Zaś zwykli Polacy, którzy mieli okazję choć przez chwilę spotkać się z książęcą parą zgodnie mówili o nich zgodnie: piękni, młodzi i bogaci ludzie, a do tego naturalni i niezwykle serdeczni. Czy to w Warszawie czy później w Gdańsku witano ich jak celebrytów, a niektóre brytyjskie gazety donosiły nawet, że „Katemania” na dobre pojawiła się dopiero w kraju nad Wisłą. Oficjalnym powodem wizyty pary książęcej w Polsce było umacnianie więzi między Wielką Brytanią a naszym krajem. Nie ma jednak wątpliwości, że książę przyjechał z małżonką w roli ambasadora para po TrumpiePrzyjechali niecałe dwa tygodnie po wizycie w naszym kraju Donalda i Melanii Trump. Wylądowali na Okęciu w poniedziałek i już czterdzieści minut później jedli późne śniadanie z prezydentem Andrzejem Dudą i jego małżonką Agatą Kornhauser--Dudą. Co ciekawe, na wspólnym posiłku - wbrew wcześniejszym zapowiedziom - zabrakło George’a i Charlotte, czyli dwójki dzieci Williama i Kate. Royal Babies zajmowała się w tym czasie królewska opiekunka. Przed Pałacem Prezydenckim, gdzie brytyjska para książęca spotkała się z polską parą prezydencką, zgromadził się tłum mieszkańców stolicy. Nie brakowało kwiatów, flag i proporczyków ze słynnym „Union Jackiem”, a także transparentów, z napisami:„We love Kate and William”. Zdecydowaną większość witających stanowiły… młode dziewczyny. Po krótkim spacerze po ogrodach Pałacu Prezydenckiego i śniadaniu z prezydentem i pierwszą damą William i Kate, z towarzyszącym im tłumem mieszkańców Warszawy, przeszli pod pomnik Adama Mickiewicza na Krakowskim Przedmieściu. Po drodze pierwsza dama i księżna otrzymały od dzieci bukiety kwiatów. „Jak masz na imię?” - spytała jednego z chłopców Agata Kornhauser-Duda. „Szymon” - odparł ubrany w mały garnitur chłopczyk. „Hello Simon, I’m Kate” - włączyła się do księżna Kate. W pewnym momencie prezydent Duda i książę William podeszli do czekających od wielu godzin na Krakowskim Przedmieściu dziewczyn, które zareagowały piskiem, jak gdyby stanęli przed nimi Beatlesi. „Nie wiedziałem, że mamy w Polsce tak dużo zwolenniczek monarchii” - zażartował stojący nieopodal starszy mężczyzna. „Interesuję się monarchiami, nie tylko brytyjską, od czasu ślubu Kate i Williama” - odparła Magda, licealistka z Łodzi. Kate, jesteś taka piękna! - Kate była zaskoczona moją reakcją, bo jak ją zobaczyłam, to emocje puściły, no i się popłakałam - mówiła podekscytowana Patrycja z Torunia, która przez moment rozmawiała z księżną. - Powiedziałam jej, że w tym roku kończę 18 lat i spotkanie z nią było jednym z moich marzeń. Księżna odparła, że bardzo jej miło. Powiedziałyśmy jej z koleżankami, że jest piękna, ona przyjęła ten komplement ze skromnością i poradziła mi, żebym otarła łezki z policzków - dodała wyraźnie przejęta licealistka. Od grupy dziewczyn Kate dostała kolaż oraz prezenty dla George’a (polar i kwiaty), który 22 lipca obchodzi czwarte urodziny. - Księżna wyglądała ślicznie, w ogóle trzeba powiedzieć, że idealnie zgrała się z księciem, jeśli chodzi o strój. William miał czerwony krawat, a Kate białą sukienkę, więc wpasowali się w kolory naszej flagi narodowej - mówiła Patrycja. Z Krakowskiego Przedmieścia William i Kate wyruszyli do muzeum Powstania Warszawskiego. Tam spotkali się z weteranami II wojny światowej i bohaterami Powstania Warszawskiego. Rozmawiali z 98-letnim pułkownikiem Edmundem Brzozowskim, żołnierzem Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, który w 1944 roku walczył w 2. Korpusie Polskim o Monte Cassino. Jego opowieść poruszyła Williama i Kate, którzy we wpisie w księdze pamiątkowej określili wizytę w Muzeum jako „głębokie i prowokujące do refleksji doświadczenie”. Usłyszeli też historie dzielnych warszawskich powstańców, zwrócili uwagę, że na Murze Pamięci wśród kilkunastu tysięcy nazwisk poległych były nazwiska 34 brytyjskich pilotów, którzy oddali życie, chcąc wesprzeć polskie powstanie. Powinniśmy mieć więcej dzieci Chwilę później byli już w Warsaw Spire, siedzibie firm technologicznych i startupów. Tam książę i księżna spotkali się ze współpracującymi z Wielką Brytanią młodymi przedsiębiorcami oraz studiującymi na Wyspach polskimi studentami. Rozmawiali z przedsiębiorcami i skorzystali z możliwości wypróbowania najbardziej innowacyjnych wynalazków. Jednym z nich był Miś Whisbear, zabawka z funkcją CRYsensor, która po wykryciu płaczu niemowlęcia automatycznie uruchamia uspokajający szum. Miś bardzo zachwycił brytyjskich dziennikarzy i obdarowaną nim Kate. Według „The Telegraph” księżna Cambridge miała szepnąć wtedy do męża: „W takim razie powinniśmy mieć więcej dzieci!”. Dobry humor nie opuszczał małżonków podczas „sesji fotograficznej” ze studentami. „Nie wyglądasz tak mądrze, jak oni.” - zwrócił się William do pozującej z polską młodzieżą żony. Natomiast wieczorem w Łazienkach Królewskich odbyło się przyjęcie organizowane przez Ambasadę Brytyjską z okazji 91. urodzin królowej Elżbiety II. Książę William rozpoczął mowę po polsku, czym zaskarbił sobie sympatię 600 gości. Po stolicy lot na Wybrzeże, ale przed wizytą w Gdańsku była wizyta w byłym niemieckim obozie koncentracyjnym Stutthof. Księżna Kate, w stonowanej spódnicy w kolano i bluzce, co ciekawe - od polskiego projektanta, książę William w granatowym garniturze, wysiedli z limuzyny, po czym zostali powitani przez dyrekcję muzeum, władze województwa i wójta gminy Sztutowo Jakuba Farinade. Na trasie wiodącej do muzeum ustawiło się kilkuset mieszkańców, którzy pozdrawiali książęcą parę. Pierwszym punktem zwiedzania była obozowa kantyna. Dalej para książęca przeszła przez Bramę Śmierci, zwiedziła ekspozycję w barakach, oddała hołd ofiarom niemieckiego obozu w krematorium. Odbyło się także spotkanie z byłymi więźniami. Zaproszono na nie Marię Kowalską, uczestniczkę powstania warszawskiego, więźniarkę Stutthofu. Książę i księżna Cambridge otrzymali chustę w biało-niebieskie pasy, symbolizującą przynależność do środowiska byłych więźniów obozów koncentracyjnych, pamiątkę od dyrektora Piotra Tarnowskiego, a księżna Kate dostała bukiet kwiatów przygotowany przez jedną z nowodworskich kwiaciarni. Książę William i księżna Kate wpisali się także do księgi pamiątkowej muzeum: - Stutthof objawił się jako sceneria ogromnego bólu, cierpienia i śmierci - napisała książęca para. - Ta wywołująca ogromne wrażenie wizyta przypomniała o śmierci sześciu milionów Żydów z całej Europy, zamordowanych w czasie Holocaustu. Przypomniała, że sama Polska straciła kilka milionów swoich obywateli w czasie brutalnej okupacji. Na wszystkich nas spoczywa odpowiedzialność, by zapamiętać tę lekcję, by nigdy nie zapomnieć o ofiarach i by ten horror (obozów koncentracyjnych) nigdy się nie powtórzył. Ten koszmar przeżyli Manfred Goldberg i Zigi Shipper, którzy towarzyszyli Williamowi i Kate podczas zwiedzania obozu. 87-latkowie podzielili się swoją tragiczną historią. Wspominali 3 maja 1945- dzień, w którym jako 15-latkowie opuścili obóz i udali się w marsz śmierci do Neustadt. „Nie miałem rodziców ani rodzeństwa, miałem tylko przyjaciół. To oni zachęcali mnie do maszerowania dalej, kiedy chciałem się poddać.”- mówił Shipper. Wzruszeni ich postawą Windsorowie złożyli hołd poległym, po czym wyruszyli do Gdańska. Choć w Gdańsku mieli pojawić się około godz. na parę książęcą tysiące mieszkańców oczekiwały już od rana. Radosnej atmosfery nie zepsuło nawet 70-minutowe opóźnienie wizyty - Długi Targ wypełniony był po brzegi. Po krótkim przywitaniu z księżną Kate i księciem Williamem spotkał się w Dworze Artusa prezydent Gdańska Paweł Adamowicz. Ta część wizyty była zamknięta dla mediów, później gospodarz miasta zdradził jej kuluary. - Był wystrzał z feluki, było wpisanie do księgi pamiątkowej Dworu Artusa, było wręczenie prezentów - księżna Kate otrzymała wisior z bursztynem i fragmentami złota, a książę William - spinki mankietowe. Gdańsk to światowa stolica bursztynu, miasto wolności, solidarności, najbardziej europejskie ze wszystkich polskich miast i co ważne, mające silne związki kulturowe z Wielką Brytanią, poprzez Teatr Szekspirowski. Te informacje przekazałem parze książęcej, ale też poprosiłem o sympatię wobec kandydatury Gdańska do organizacji Światowego Spotkania Skautów i Harcerzy - Jamboree 2023 - mówił Paweł Adamowicz. Po rozmowie z prezydentem para książęca wyszła na przedproża Dworu Artusa, by przywitać się z gdańszczanami. Następnie odbyła krótki, ale wypełniony atrakcjami spacer wokół Fontanny Neptuna. Odwiedziła warsztat obróbki bursztynu, skosztowała gdańskiego likieru oraz polskich pierogów. Jak udało nam się nieoficjalnie dowiedzieć od kucharza - książę degustował pierogi z kurkami, a księżna - z łososiem i szyjkami rakowymi, uścisnęła dłonie mieszkańców i spotkała się z brytyjskimi żołnierzami stacjonującymi w Polsce. - Para książęca jest otwarta. Pokazała, że można być na topie, a mimo to - blisko ludzi, mając za sobą wieki dziedzictwa, można być równiachą. Zdradzę jeszcze tylko, że księżna i książę przyznali, że takiego powitania jak w Gdańsku dawno nie miała. Wszystko wyszło znakomicie - cieszy się prezydent Adamowicz. Po spotkaniu na Długim Targu księżna i książę udali się do Teatru Szekspirowskiego, potem - do Europejskiego Centrum Solidarności, gdzie przy ścianie Solidarności - w miejscu, gdzie odwiedzający ECS mogą się podzielić swoimi refleksjami - umieścili swoje kartki. Tam spotkali się z Lechem Wałęsą. Przeszli przez słynną bramę Stoczni i złożyli kwiaty pod pomnikiem Poległych Stoczniowców.
Tytuł: O ZAKLĘTEJ KSIĘŻNICZCE W ZAMKU GNIEŹNIEŃSKIM. Opis: podania i legendy wielkopolskie. (Sprawdź mogę mieć też inne książki tego autora) Waga w kg: 0,2 , autor: , ilustracje Szancer J. M. stan: dostateczny +, naprawiona - oklejona okładka, kompletna, czytana, stron: 45, rozmiar ( szer. x dł. x gr. ) w cm: 20,5 x 29 x 1 , wydawnictwo: Poznańskie , wydanie / rok: wyd 1985 r. , poz: dg, : Dane _ 519 125 175 antykwariat@ Cennik wysyłki w opcji: więcej niż jedna książka. Opłata według wagi. list zwykły: do kg - zł do 1 kg - zł 1 kg do 2 kg - zł list polecony: do kg - zł do 1 kg - zł 1 kg do 2 kg - zł list polecony priorytetowy: do kg - zł do 1 kg - 11,00 zł 1 kg do 2 kg - zł paczka ekonomiczna: do 1 kg - zł 1 kg do 2 kg - 11 zł 2 kg do 5 kg - 13 zł 5 kg do 10 kg - 18 zł paczka priorytetowa: do 1 kg - 11 zł 1 kg do 2 kg - 13 zł 2 kg do 5 kg - zł 5 kg - 10 kg - złpaczka 24: 10 do 20 kg - zł 20 kg - 30 kg - zł Regulamin: zapraszam do zakładki "informacje od sprzedającego „.Dziękuję za zainteresowanie moimi aukcjami!
bajka o ksiezniczce zamknietej w wiezy